"Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem, którym żegnamy bądź przeklinamy mijający dzień" Jonathan Carroll
Biała ściana. Jeden punkt. Komórka
wskazywała godzinę czwartą siedem. Czy siódemka nie powinna być szczęśliwą
liczbą? Brunetka obróciła się na lewy bok. Tym razem biurko. Myśli w jej głowie
wirowały. Niepokój. Strach przed nieznanym jutrem. Czuła gorąco, chociaż w
ogóle nie była przykryta kocem. Powoli zamykała oczy, tak jakby bała się, że
gwałtowne opuszczenie powiek sprawi, iż już nigdy ich nie otworzy.
Czarna, jak smoła, sukienka opinała się
na lekko zaokrąglonych biodrach dziewczyny. Brunetka ostatni raz przeczesała
włosy palcami. Nie musiała jakoś specjalnie się wysilać, by wyglądały ładnie.
Kilka zgrabnych ruchów prostownicą i efekt był zadowalający. Brązowooka
założyła na nogi swoje nowe oraz niewygodne, czarne buty. Upiła ostatni łyk
gorzkiej kawy i wyszła z domu z, przewieszoną przez ramię, torebką.
Idąc chodnikiem, przyglądała się równo
ustawionym samochodom przy bloku, w którym mieszkała. Słońce delikatnie muskało
jej perłowe policzki, na których bardzo rzadko występował rumieniec.
Nienawidziła się opalać. Jej ulubioną porą roku była jesień, która właśnie się
zbliżała. Kochała chodzić na spacery nad Wisłę, patrzeć na kolorowe korony
drzew, gdzie niekiedy chowały się wiewiórki. Uwielbiała wdychać opary silników
samochodowych. To był jej świat. Jej mały Kraków.
Budynek szkoły był koloru szarego.
Niezbyt duży, z małymi, białymi okami. Dookoła, jeszcze, panowała zieleń. Czuć
było słodki zapach, przekwitających kwiatów. Teren szkoły obejmował boisko do
piłki nożnej, siatkowej oraz duży ogród z drzewami. W upalne dni, na przerwach,
można było wychodzić na zewnątrz, by usiąść na ławce, porozmawiać ze znajomymi
na świeżym powietrzu.
Brunetka stanęła przed wielkimi,
szklanymi drzwiami, które prowadziły do korytarza i szatni w szkole. Nieprędko
je otworzyła. Myślami była zupełnie
gdzieindziej. Po kolei odtwarzała w głowie wspomnienia z pierwszej klasy. Nie
chciała wracać do tej szkoły. Miała plan, by się przepisać, ale jej matka
dobitnie powiedziała: „NIE”. Dziewczyna nie była z tego powodu zadowolona,
jednak wiedziała, że w tej sprawie nie wygra.
Dopiero po kilku chwilach pchnęła drzwi.
Grzecznie ukłoniła się pani woźnej i rzuciła krótkie, ale sympatyczne „dzień
dobry”. Pani Bożena uśmiechnęła się. Brązowooka lubiła ją. Była to kobieta
wysoka, szczupła. Nie wyróżniała się spośród tłumu. Była spokojną, ułożoną
kobietą, z którą dało się porozmawiać na każdy temat. Gdy, brunetka, chciała
się uwolnić od lekcji matematyki zawsze mogła na nią liczyć. To bardziej
pracownicy tegoż liceum niż uczniowie, trzymali ją w tej szkole. Dużo czasu,
brązowooka, spędzała na rozmowach ze swoim wychowawcą, co nie umknęło uwadze
innych uczniów. Dziewczyna darzyła go sympatią, niczym więcej.
Weszła po schodach na drugie piętro.
Ujrzała przed sobą drzwi, oznaczone numerkiem „jedenaście”. Delikatnie
zapukała. Cichy głos odpowiedział: „proszę”. Nacisnęła klamkę i zobaczyła, tak
dobrze znaną jej, szaro-niebieską salę informatyczną. Nauczyciel uśmiechnął
się, wstając. Miał na sobie czarna spodnie, zieloną koszulkę oraz czarne
trampki, z którymi prawie nigdy się nie rozstawał.
- Jak zwykle pierwsza – rzekł z
przekąsem i wyciągnął do brunetki rękę. Ta uścisnęła ją mocno, zdecydowanie. –
Jak wakacje, młoda? – mruknął, opierając się o ścianę koło tablicy.
- Jakoś szybko zleciały, panie
profesorze. – Dziewczyna nie była mu dłużna. Dokładnie wiedziała, że nie lubił,
gdy oficjalnie się do niego zwracano. Brązowooka teatralnie się uśmiechnęła. –
A co u pana? Odpoczął pan?
- Myślę, że tak. Warto było pojechać do
Chorwacji – odpowiedział, pocierając palcem brodę – to był jego nawyk. Nagle
oboje usłyszeli pukanie. Dziewczyna, nie chcąc wywołać kolejnych plotek,
usiadła na swoje miejsce. Pan Krzysztof wezwał uczniów do Sali, ukradkiem
posyłając uśmiech do brązowookiej.
Brunetka czekała na Julię, swoją
koleżankę z ławki, ale ta od dłuższego czasu
się nie pojawiała. Dziewczyna pomyślała, że wyśle do niej wiadomość,
kiedy do Sali, z wielkim hukiem, wpadła Julia.
- Dobry, panie Krzysztofie. Autobus mi
uciekł. – Uśmiechnęła się uroczo i pomachała do brunetki. Nauczyciel nijak
skomentował to zachowanie. Pokręcił tylko głową. Julia miała upięte, w koński
kucyk, blond włosy. Jej szczupłą talię opinała – zdaniem pani dyrektor – za krótka
sukienka. Przez głowę przewieszone miała perełki, a donośny stukot obcasów,
rozbrzmiewał po całej Sali. Jej niebieskie oczy błyszczały w świetle
dzisiejszego dnia.
Brązowooka wywróciła oczami na to jej
„wielkie wejście”. Julia zawsze taka była – lubiła zwracać na siebie uwagę.
- Cześć. Ty jak zwykle pierwsza –
szepnęła.
- Gdzieś to już słyszałam – odparła
brunetka, szturchając koleżankę łokciem w bok. Obie, nie wiedząc czemu, zaczęły
się głośno śmiać, co wywołało lekkie zdziwienie wśród uczniów. Brązowooka tylko
popatrzyła na klasę i znów wybuchła śmiechem – nigdy nie przepadała za kolegami
ze szkoły. Uważała ich z bandę rozpuszczonych dzieciaków, bez żadnych większych ambicji oraz planów na przyszłość.
Nie lubiła, gdy znajomi chwalili się swoimi nowymi markowymi ubraniami bądź
sprzętem elektronicznym. Oni nie znali – i nie chcieli poznać – jej, a ona ich.
Tak było lepiej.
Po zapisaniu planu lekcji na tablicy,
wychowawca zaczął mówić o zmianach, które zagościły w skromnych progach,
zacnego liceum.
- Mam dla was przykrą, albo i nie,
informację. Pani Halina Modrzej – nauczycielka języka polskiego odeszła od nas.
Postanowiła przejść na wcześniejszą emeryturę oraz wyjechać z kraju. – Po Sali
rozeszły się szepty. Jedni lubili panią Halinę, inni jej nienawidzili. Brunetka
nie była z nią związana emocjonalnie, uważała, że nie umie uczyć dobrze. – Na
jej miejsce szkoła zatrudniła bardzo kompetentnego nauczyciela, z dużym
doświadczeniem – pana Roberta Sobóckiego. Powitajcie go serdecznie. – Do Sali
wszedł wysoki, przystojny brunet, w ciemnym garniturze. Brunetce serce
przestało na chwilę bić.
***
Rozdział pierwszy! Króciutki, ponieważ jest to jakby kontynuacja prologu. Następne będą dłuższe. Czasem wolę, żeby rozdział był krótszy, ponieważ nie dłuży się i nie nudzi. No cóż, oceńcie. Pozdrawiam.
http://siegajac-nieba.blogspot.com - zapraszam na nowy rozdział! :)
OdpowiedzUsuńPS. Wybacz, że zostawiam tu tylko suche powiadomienie, ale zaległości na blogach miałam tak dużo, że już nie dałam rady do Ciebie zajrzeć. Ale obiecuję, że zrobię to w najbliższym czasie, a przy okazji: dziękuję za komentarz u mnie.
Pozdrawiam.
Czyżby ten nowy nauczyciel to mężczyzna, który potrącił wcześniej dziewczynę? Takie moje małe domysły.
OdpowiedzUsuńPolubiłam czytać to, co piszesz.
Nic nie mówię, zobaczysz w drugim rozdziale! :)
UsuńDziękuję, naprawdę miło to słyszeć!
A szkoda, trzeba czekać tyle czasu..
UsuńTrafiłam na tą stronę przypadkowo i pochłonęłam prolog i rozdział 1 jednym tchem. Wszystko jest tak ciekawie opisane, a postać głównej bohaterki świetnie wykreowana. Najbardziej interesuje mnie brunet, który ją potrącił, ale postać pana Krzysztofa też niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam rozdział II. zapraszam także do siebie na zyjaca-dla-atona.blogspot.com mam nadzieję, że zostawisz opinię. pozdrawiam i życzę weny.
Ale mi się podoba adres bloga! Mniej mi się podoba szablon. To znaczy kolory i kształt są bardzo fajne, ale ta pani na nim jest taka grzeczniutka do porzygu, przez co ani trochę mi nie pasuje do Aleksandry.
OdpowiedzUsuńOna jest dziwna. Ma kilka cech, które robią z niej fajną bohaterkę, ale większość jest taka "nie do uwierzenia". Jest tak bardzo zbuntowana (a jednak rozumie się z dorosłymi pracownikami szkoły), a zarazem dorosła (przy czym nie umie dogadać się z matką). Ta cała kłótnia w prologu wyszła ci bardzo nienaturalnie, poszło zbyt szybko. Ale może to wszystko to wynik tego, że tekstu jest tak mało i chcesz przedstawić wszystko jak najszybciej?
Ponarzekałam, ponarzekałam to teraz posłodzę. Styl masz bardzo, bardzo przyjemny. Wszystko czyta się w jedną sekundę. Opisujesz absolutnie wszystko, kiedy ja lecę po łebkach, a więc ci zazdroszczę.
Powiązuję nauczyciela z mężczyzną, który ją potrącił w prologuuuuu. Żądam nieetycznego, toksycznego romansidła.
Chaotycznie wyszło, przepraszam, obiecuję poprawę.
Pozdrawiam.
Dziękuję za uwagi! Naprawdę, lubię krytykę, która naprowadza mnie na moje błędy. Bo jak pisze się rozdział, a później trzeba to jeszcze czytać i poprawiać... wtedy naprawdę nie widzę, co jest zła, a co dobre.
UsuńCo do kłótni, zgodzę się z Tobą w stu procentach! Ale ja mam problem z dialogami. Nienawidzę pisać dialogów i mi o w ogóle nie wychodzi...
Postać Aleksandry składa się z samych przeciwieństw. Wiem, może jest ona trochę z bardzo zbuntowana, ale uwierz mi, kreuję tę bohaterkę na własnych doświadczeniach i wiem, że tak może być.
Pozdrawia Cię serdecznie!
Zapowiada się bardzo ciekawie, bo czyta się lekko i... no, zaciekawiłaś mnie. Chciałabym dowiedzieć się więcej o naszej bohaterce, bo wydaje się być ciekawą postacią, a na razie jej nie znam aż za bardzo... Cieszę się, że wpadłam na tego bloga. Dodaję Cię do obserwowanych i czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na http://kolczaste-serce.blogspot.com :)