„Nauczyłem się kochać tajemniczość. Ona jedna
chyba może życie nasze uczynić niezwykłym i cudownym. Najpowszedniejsza rzecz
zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy.” Oscar Wilde
Szary blok był już mało widoczny w
świetle zachodzącego, letniego słońca. Jakaś starsza pani przechadzała się z
psem po osiedlu, a dzieci szybko wracały do domu. Szczupła sylwetka, ubrana w
czarną sukienkę, poruszała się powoli w stronę bloku. Nie musiała się spieszyć.
I tak mało kogo obchodziło czy dziewczyna jest w domu, czy jej nie ma.
Stojąc na klatce schodowej, brunetka
wpatrywała się w podświetlony domofon, który czekał na to, by wpisała
odpowiedni kod.
- Trzydzieści trzy, siedemdziesiąt
dziewięć – powiedziała sama do siebie, nawet nie wiedząc, że to robi. Bilet,
który dostała na pamiątkę po spektaklu teatralnym, nagle wypadł jej z rąk.
Schyliła się po niego i niedbale wrzuciła do czarnej, zniszczonej już torebki.
Nogi dziewczyny leniwie podnosiły się i stopami szurały po schodkach
prowadzących pod drzwi jej mieszkania. Była godzina dwudziesta dwadzieścia.
Ostatnie dni wakacji dobiegały końca.
- Już jestem – rzuciła na powitanie do
domowników. W korytarzu czekała już na nią matka. Była ubrana w zwykły,
wyciągnięty sweter i swoje ulubione czarne spodnie. Nie wyglądała za dobrze.
- Musimy porozmawiać – powiedziała do
dziewczyny. Po mimice twarzy, widać było, że coś ją niepokoi. – Dlaczego w
twoich rzeczach znalazłam strzykawkę? – Brązowooka zamarła. Serce na moment
przestało bić. Poczuła narastający strach. W jej oczach widać było panikę tak
wielką, że nie wiedziała, co ma powiedzieć, chociaż zawsze umiała radzić sobie w
sytuacjach, które wymagały opanowania. Zakręciło jej się w głowie, dlatego
oparła swoje ciało o brązową ścianę korytarza, by nie upaść.
- Grzebałaś w moich rzeczach? – odparła
brunetka z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. – Jak mogłaś?!
- Skąd w twoich rzeczach znalazła się
strzykawka?
- Nie jest moja. – Dziewczyna powiedziała
to szeptem, lecz stanowczo. Jej głos drżał i słyszała to bardzo wyraźnie. –
Zresztą, to nie jest twoja sprawa i tym bardziej nie twój problem – dodała po
krótkiej chwili, od razu żałując, że wypowiedziała te słowa na głos.
- Słucham? – Zapytała rodzicielka ze
zdziwieniem w oczach. – Nie mój problem? Nie moja sprawa? Do cholery, jestem
twoją matką! Od dziecka dostajesz to, co chcesz. Nigdy niczego ci nie
żałowałam. Nigdy. Tak się odwdzięczasz?! Nie masz prawa tak się do mnie
odzywać. – Mama dziewczyny opuściła głowę, ale po chwili znów ją podniosła.
- Ciągle pracujesz, nigdy cię nie ma.
Nie masz czasu, by ze mną porozmawiać. Nawet jeżeli chciałabym ci coś
powiedzieć, to i tak bym tego nie zrobiła, bo ty jak zwykle mnie nie słuchasz!
Zajmujesz się tylko własnymi sprawami, a mnie masz w dupie. Ot, cała prawda.
Boli, tak? Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro, kiedy mam jakiś
problem, a jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać jest cholerna pustka! –
Gorące łzy spływały brązowookiej po perłowych policzkach. – Na pewno teraz też
mi nie wierzysz, bo jak mogłabyś zaufać swojej córce... – Brunetka chwyciła
torebkę, klucze i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Przez moment,
dosłownie przez ułamek sekundy myślała, że matka za nią wybiegnie, przeprosi,
powie, że zawsze w nią wierzyła i znów będzie tak jak dawniej. Nic takiego się
jednak nie wydarzyło…
Dziewczyna szła prosto przed siebie. W
głowie wciąż huczały jej własne słowa: „Boli,
tak? Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro, kiedy mam jakiś problem, a
jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać jest cholerna pustka!”. Nie mogła
uwierzyć, że odważyła się powiedzieć to wszystko mamie. Nigdy by nie
przypuszczała, że może w końcu wyrazić własną opinię, wygarnąć wszystko, co
leży jej na sercu. A jednak, udało się. Myśli wirowały wokół niej. Nawet nie
zauważyła, jak weszła na ulicę pod jadący samochód.
Kierowca zauważył szczupłą sylwetkę na
drodze i zaczął hamować. To była tylko chwila. Błysk świateł. Pisk opon. Brunetka
nie wiedziała, co się dzieje. Leżała na masce ciemnopomarańczowego auta.
Próbowała wstać, jednak wszystkie siły, które miała, nagle ją opuściły. Mało
widziała – blask latarni bardzo ją oślepiał. Zasłoniła oczy ręką. Pomyślała, że
bezpieczniej będzie się nie ruszać. Mężczyzna wyszedł z samochodu kręcąc głową.
Po minie na jego twarzy, widać było, że prawdopodobnie uderzył nią o
kierownicę. Po skroni spływała cieniutka stróżka krwi.
- Nic pani nie jest? – Zapytał wysoki
brunet. W jego oczach można było dostrzec przerażenie. Sprawdził czy coś nie
jedzie znad przeciwka i podszedł bliżej do dziewczyny. Przyjrzał jej się
uważnie, ale nie dostrzegł poważniejszych uszkodzeń ciała oprócz kilku
zadrapań. – Może pomogę wstać?
- Nie, nic mi nie jest. Chyba.
Przepraszam. – Odpowiedziała dziewczyna, podnosząc głowę. – Ale pan krwawi…
- To nic. Naprawdę. – Brunet lekko się
uśmiechnął. – Proszę zaczekać, muszę wezwać pogotowie.
- Nie! Nie, nie, nie. Pójdę już. –
Dziewczyna wstała z maski samochodu i niespodziewanie zaczęła biec. Kręciło jej
się w głowie. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje albo zwymiotuje lub jedno i
drugie na raz.
Mężczyzna stał zdziwiony na środku
ulicy. Przyglądał się przez chwilę uciekającej, młodej dziewczynie, jednak po
chwili zniknęła w mroku. Brunet podszedł do samochodu, obejrzał go dokładnie.
Nie było widać śladu wypadku. Nie bardzo wiedział, co przed momentem miało
miejsce. Wsiadł do auta i odjechał.
Brunetka siedziała na ławce z pochyloną
do przodu głową. Nie wiedziała czy zwymiotuje, wolała jednak przygotować się na
wszelkie możliwości.
Gdy zawroty głowy oraz mdłości ustąpiły,
wyciągnęła ze swojej torebki paczkę czerwonych Marlboro i wsunęła sobie jeden
do kącika ust. Zapaliła go swoją starą, ulubioną zapalniczką. Delektowała się dymem
papierosowym wydobywającym się z jej ust. Niedługo po tym ruszyła mało
oświetloną ścieżką w stronę bloku, w którym mieszkała wraz z rodziną.
***
Oto prolog. Co o nim myślę? W sumie to już nie wiem, napisałam go bardzo dawno temu. Myślę, że nie jest on taki zły. W sumie nie dowiadujemy się tutaj niczego szczególnego. Akcja zacznie rozwijać się dopiero w pierwszym rozdziale, ale staram się, by nie wszystko było powiedziane od razu. Dlaczego czasem może być nudno, sztucznie, ale nic na to nie poradzę. Bardzo proszę o konstruktywną krytykę.
Tak po prostu zaczęła uciekać? Ale to dziwne, choć szczerze mówiąc jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy dziewczyny.
OdpowiedzUsuńMasz rację, też nie chciałabym wypowiedzieć wszystkiego od razu w opowiadaniu. W mojej głowie mam już co nieco ułożone, teraz tylko ułożyć to w całość.
Akcja będzie toczyła się powoli, choć już w pierwszym rozdziale powinno się trochę przejaśnić.
UsuńJa niby mam gotową w głowie całą historię, ale... chociaż nie. Mam początek, mam koniec, ale nie wiem, co ze środkiem. To chyba najtrudniejsze do napisania. Sama nie wiem czemu.
Tak więc czekam na pierwszy rozdział z niecierpliwością!
UsuńJa co do środka nie mam pomysłu dokładnego, ale coś tam wisi w powietrzu. Wyjdzie w trakcie pisania. U mnie różnie bywa z tym najtrudniejszym kawałkiem do napisania.
To akurat prawda, różnie bywa, ale w tym opowiadaniu środek jest najtrudniejszy, a koniec najbardziej emocjonalny. Dla mnie to ważna historia, bardzo osobista, nawet jeżeli nikomu się nie spodoba, to i tak będę publikowała, bo chcę mieć pamiątkę.
UsuńTo zupełnie tak jak ja, nie muszą tego czytać, będę pisała dla siebie. A za jakiś czas może komuś pokaże. Jak będę dorosła będę siadała dumna i mowila "moje dziecko"!
UsuńKiedy kolejny rozdział?
UsuńHm, zastanawiam się, miałam dodawać co dwa tygodnie, ale w sumie mam napisanych już 10, także... Może wkleję nawet dziś w nocy, albo jutro.
UsuńMam nadzieję, że dziś już będzie!
Usuń